Zanim będzie za późno na tańsze mieszkania w Warszawie

ANALIZA Warszawa zmienia się w imponującym tempie – biurowce, luksusowe apartamentowce, nowoczesne wielofunkcyjne kompleksy mieszkaniowo-usługowo-biurowe, którymi zachwycają się zagraniczni turyści. Jednak dla zwykłego Kowalskiego stolica i inne większe miasta Polski stają się coraz mniej dostępne. Rosnące ceny i ograniczona oferta mieszkań, które można kupić lub wynająć za rozsądną kwotę, wypychają mieszkańców na obrzeża miast. Czy jesteśmy w stanie temu przeciwdziałać? W teorii oczywiście, że tak. Niemniej rzeczywistość tego nie potwierdza.

Zanim powstanie mieszkanie, które zwykły Kowalski będzie mógł kupić/wynająć, potrzebna jest działka, na której powstanie budynek mieszkalny. To oczywiste. W Warszawie od kilku lat brakuje gruntów, na których w krótkim czasie mogłyby powstać wieloetapowe osiedla dla klasy średniej. Przygotowanie do budowy takiej inwestycji trwa ok. pięciu lat, w przypadku działek objętych miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego – ok. dwóch lat.

Jaką zarysowuje nam to perspektywę na następne lata? Nieprzesadnie optymistyczną…

Politycy, samorządowcy, urzędnicy muszą zrozumieć, że bez: uproszczonych procedur, uwolnienia gruntów pod budowę osiedli dla klasy średniej, wprowadzenia stabilności legislacyjnej, silnej i długoterminowej polityki mieszkaniowej państwa wspierającej mniej zamożnych mieszkańców i publicznego podmiotu odpowiadającego za budowę tanich mieszkań elastycznej polityki planistycznej za chwilę może się okazać, że inwestycje mieszkaniowe w dużych miastach będą drogie i dostępne tylko dla wybranych.

Różne typy gospodarstw domowych – młode rodziny, studenci, osoby wchodzące na rynek pracy, jednoosobowe gospodarstwa domowe – będą zmuszone szukać dachu nad głową na obrzeżach lub poza miastem, często bez wygodnej komunikacji miejskiej, z dala od miejsc pracy, służby zdrowia, placówek edukacyjnych i usług.

Warszawa od lat boryka się z problemem rosnących cen mieszkań i ograniczonej ich podaży. Każdy nowy projekt deweloperski to potencjalne dodatkowe mieszkania, które mogłyby choć trochę ostudzić rynek. Każdy kolejny projekt w trybie lex deweloper to spore nakłady w dzielnicy na poprawę, rozbudowę lokalnej infrastruktury – zgodnie z potrzebami mieszkańców. Prawie każdy projekt mierzy się z protestami lokalnej społeczności, a temat mieszkań w postaci walki z patodeweloperką, jako nośny, wykorzystywany jest przez polityków. Tych samych polityków, którzy swoją pracą mogliby: wspierać publiczne budownictwa, skracać długotrwałe procesów legislacyjne, planować osiedla w tańszych segmentach dla szerokiej grupy odbiorców, oddawać grunty miejskie pod inwestycje społeczne, gwarantować ochronę najmu długoterminowego i wdrażać ułatwienia dla deweloperów przekazujących mieszkania na cele publiczne w ramach swoich inwestycji komercyjnych. Byłoby to najlepsze remedium na niedobry mieszkań, wysokie ceny, drożejący wynajem, brak subsydiów, niską efektywność energetyczną starszych budynków, brak rozwiniętego sektora mieszkań komunalnych, brak programu rewitalizacji kamienic.

Każde miasto musi się rozwijać. Jeśli o każdy problem mieszkaniowy obwiniani będą deweloperzy, a każda próba zagęszczenia zabudowy będzie kończyć się latami sporów sądowych – to miejmy świadomość, że finalnie zapłacimy za to wszyscy. Niedobory podaży to wyższe ceny. Wydłużone procedury i ciągłe zmiany prawne – gdy wreszcie proces inwestycyjny przybliży się do zakończenia – oznaczają tylko jedno: drożej i później.

Michał Różycki, dyrektor Pionu Nieruchomości Gruntowych, Sektor Living, Greenfields

Udostępnij artykuł
Napisane przez