Nawet połowa nieruchomości komercyjnych w Londynie i Hongkongu może być warta mniej niż to, za ile zostały nabyte, a na części największych rynków biurowych na świecie utrzymuje się duża rozbieżność w oczekiwaniach cenowych pomiędzy kupującymi i sprzedającymi – podaje MSCI. Gdyby ceny w Waszyngtonie spadły o kolejne 15 proc., oznaczałoby to, że ponad 80 proc. właścicieli nieruchomości mogłoby ponieść straty na papierze, podczas gdy spadek o 25 proc. miałby wpływ na 99 proc. aktywów – kontynuują analitycy. Skąd taki przydługi cytat we wstępniaku?
Naświetla on nieco tło decyzji WP Carey, o której piszemy w tekście okładkowym. Inwestor wycofuje się z rynku biurowego, a gdy robi to tak duży gracz, nie można przejść nad tym do porządku dziennego. Co ciekawe, część aktywów umieszcza w REIT. Czy to oznacza, że biura stały się gorącym kartoflem?
I tak, i nie. Od dłuższego czasu segment ten przeżywa cięższe chwile. Powrót do biur następuje, ale nie jest to już popyt na tym samym poziomie. Najbardziej wydają się cierpieć subklasowe obiekty. Co oznaczać może, że to nie cena tak naprawdę jest tu kluczowa. Obserwowany jest jednocześnie spory popyt na eksponowane budynki o bardzo wysokiej jakości. Można zatem wysnuć wniosek, że biuro bardziej niż miejscem pracy staje się wizytówką firmy.
Zjawiska te nie dotyczą tylko światowych metropolii, również na polskim rynku dają o sobie znać. Pandemia zatrzęsła podwalinami sektora biurowego i wygląda na to, że mamy do czynienia ze wstrząsami wtórnymi, które dadzą się jeszcze we znaki. Nie oznacza to jednak, że nowe biurowce nie będą powstawać – będą, widać to choćby po aktywności w kompletowaniu pozwoleń na budowę, o czym piszemy na kolejnych stronach. Nie skupiamy się jednak w tym wydaniu wyłącznie na biurach, bo i w innych segmentach sytuacja jest dynamiczna. Zapraszam więc do lektury 133. wydania „Property Insidera”.
Tomasz Szpyt