Do znudzenia można powtarzać, że nieruchomości to biznes cykliczny. Poza całą gamą działań, które można podjąć, by podnieść wartość takiego aktywa, liczy się też moment wejścia i wyjścia z inwestycji. Jeżeli dojdzie do tego zmiana trendów, robi się naprawdę ciekawie. Dodajmy do tego jeszcze inercję takiej inwestycji, która wiąże się z płynnością – to nie akcje, które można zbyć w milisekundy. Mamy już niezły koktajl.
Każdy inwestor przyrządza go sobie według własnej receptury, a jak widzimy, dużo zależy nie tylko od samego przepisu, lecz także od składników, z których jest przyrządzany. Czy okaże się pijalny? Często tak, dołóżmy więc jeszcze do tego element zmiany warunków w czasie i możemy otrzymać dodatkowy efekt – to, co było smaczne rano, wieczorem może się okazać już kwaśne i trudne do spożycia.
Jak to się ma do nieruchomości? Ano tak, że czasami z zakupu świetnie perforującego obiektu, np. biurowego, ze stabilnym najemcą, dokonanego, powiedzmy, za 2,8 tys. euro za 1 mkw., trzeba wyjść, godząc się na cenę ok. 1 tys. euro za 1 mkw., gdy tego najemcy już nie ma. Na marginesie: niejeden Kowalski z chęcią kupiłby mieszkanie po takiej stawce – tymczasem wygląda na to, że już niedługo będzie musiał zapłacić i z cztery razy więcej. Ale to temat na osobny wstępniak.
Wróćmy jednak do naszego koktajlu. Czy jest sens kupować coś, co wygląda na niezbyt świeże? Jeżeli da się odzyskać z tego składniki bazowe i dysponuje się przepisem na inny koktajl, to czemu nie? Pytanie, jaka jest cena tych składników. Coś nam się wydaje, że to jedno z bardziej aktualnych pytań na dzisiejszym rynku nieruchomości. A czas odpowiedzi powoli się zbliża.
Tymczasem najnowszy „Property Insider” już jest i serdecznie zapraszam do lektury. Jak zwykle przygotowaliśmy na poniedziałek rano solidną porcję nieruchomościowych newsów.
Tomasz Szpyt