Nieruchomości to ten segment gospodarki, który cechuje cykliczność. To nic odkrywczego, ważniejsze jest, w którym momencie cyklu jesteśmy. I tu zaczynają się schody. Ostatnio branża miała okazję popatrzeć na siebie w Monachium. Co zobaczyła?
Mniej więcej to, co ja za oknem, gdy piszę te słowa – ciężkie chmury. Ciężko jest zwłaszcza w investmencie. Napisać, że szorujemy po dnie, to nic nie napisać. Co gorsza, core’owy kapitał okrzepł chyba w przekonaniu, że nasz region jest na razie zbyt ryzykowny. A to „na razie”, jak usłyszałem, to jakieś kilka lat. Rozgląda się, i to intensywnie, kapitał oportunistyczny, są pojedyncze transakcje, ale to jeszcze nie ten moment, dopiero zmierzamy w kierunku udeptywania dna.
Ile ta droga zajmie? Są tacy, którzy twierdzą, że i z pół roku. Ale nie spodziewałbym się szybkiego odbicia; jeśli z chmur lunie deszcz, to chwilę popada. A wtedy przyda się dobry sztormiak. Jak mówią Skandynawowie – nie ma złej pogody, tylko źle dobrana garderoba. Coś w tym jest, ale pod warunkiem, że nie pada zbyt długo i intensywnie, bo wtedy potrzebny jest już sprzęt pływający.
Nawałnice mają jednak to do siebie, że ustępują, a deszcz ma właściwości użyźniające. Za wcześnie jednak, by wyrokować, jaki krajobraz się wyłoni; jesteśmy dopiero w pierwszej fazie burzy, a te zwykły trwać nawet do 10 kwartałów. Trudniejsze czasy wymagają trudnych decyzji, ale mają też właściwości mobilizacyjne, i to widać. Widać również, że zaczynam przesadzać z długością tego wstępniaka, a to, co się dzieje na rynku, daje też podstawy do optymizmu. Zapraszam więc do lektury najnowszego wydania „Property Insidera”.
Tomasz Szpyt