Parafraza tytułu powieści Remarque’a w nagłówku artykułu chyba najlepiej odzwierciedla prawną sytuację rynku mieszkaniowego w ostatnich miesiącach i jego perspektywy na kolejne, do końca 2025 r.
Wracając do moich przewidywań sprzed kilku miesięcy, można powiedzieć, że spełniły się one przede wszystkim w tym fragmencie, który mówił, że jakiekolwiek zmiany nie są pewne z uwagi na rozbieżne interesy poszczególnych uczestników gry politycznej. Wynik wyborów prezydenckich spowodował, że interesy te stały się jeszcze bardziej rozbieżne, a przeciągające się rozmowy nad rekonstrukcją rządu tylko spopotęgowały ten obraz.
To będzie miało jasne przełożenie na sytuację prawną podmiotów funkcjonujących na rynku nieruchomości. Jakie to będą zmiany? Takie, że niewiele się zmieni. Nie spodziewam się więc ani taniego kredytu, ani nagłego boomu w budownictwie społecznym, ani nawet ustaw antyflipperskich. Czy to źle? Niekoniecznie. Z jednej strony oznacza to bowiem, że nie pojawiają się nowe pozytywne bodźce na rynku. Z drugiej jednak oznacza to również, że nie pojawiają się ustawy, które mogą koniunkturę rynkową pogorszyć.
Tym, co z prawnego punktu widzenia staje się natomiast coraz większym problemem, ale mniej na poziomie inwestorów, a bardziej na poziomie wykonawców, to pogłębiający się kryzys wymiaru sprawiedliwości. On już powoduje, a w przyszłości będzie powodował jeszcze większe zatory płatnicze. To zaś zagraża płynności przedsiębiorców budowlanych, a w konsekwencji stabilności rynku.
Upadłości wykonawców mogą bowiem prowadzić do zatorów na budowach, a to – do podważenia zaufania wobec inwestorów (zwłaszcza ze strony nabywców lokali mieszkalnych). Niestety nic nie zapowiada, żeby w tym zakresie sytuacja mogła się poprawić.
adw. dr Michał Bieniak, Kancelaria Adwokacka Michał Bieniak
Komentarz ukazał się w roczniku „Na Półmetku 2025”